22 marca 2015

Fit cookies / ciasteczka owsiane

Hejka kochani,
dzisiejszy post będzie o jedzeniu :D Przyznaję się bez bicia, że lubię jeść, a jeszcze bardziej lubię jeść słodycze. Lubię też 'batoniki musli', które można kupić w każdym sklepie. Ale kiedy zaczęłam się bardziej interesować tym co jem, doszłam do wniosku że przecież takie przekąski można zrobić samemu w domu. I znalazłam przepis cudownej Opalanki z nieba na talerzu, (jeśli lubicie popichcić to koniecznie zajrzyjcie!) który postanowiłam wypróbować. I okazał się strzałem w dziesiątkę! Ciastka są uwielbiane przez moją klasę i wszystkich innych znajomych, którzy mieli okazję skosztować. Przepada też za nimi moja drużyna i nieraz podjadamy je w przerwach na treningach :) Ta receptura, którą wam tu podaję, jest minimalnie przeze mnie zmodyfikowana. Zatem:
- dwie i pół szklanki płatków owsianych
- 2 jajka
- trzy łyżki stopionego masła lub oleju rzepakowego/słonecznikowego
- pół szklanki cukru lub trzy duże łyżki miodu czy ksylitolu
- cztery łyżki mąki pszennej lub orkiszowej czy jaglanej
- ewentualnie 3-4 łyżki mleka lub wody
- pół szklanki ulubionych bakalii (rodzynki, żurawina, posiekane orzechy, słonecznik, pestki dyni itp.) - See more at: http://niebonatalerzu.blogspot.com/2014/10/ciasteczka-owsiane-z-jabkami.html#sthash.nQW5nNJM.dpuf
- dwie i pół szklanki płatków owsianych
- 2 jajka
- trzy łyżki stopionego masła lub oleju rzepakowego/słonecznikowego
- pół szklanki cukru lub trzy duże łyżki miodu czy ksylitolu
- cztery łyżki mąki pszennej lub orkiszowej czy jaglanej
- ewentualnie 3-4 łyżki mleka lub wody
- pół szklanki ulubionych bakalii (rodzynki, żurawina, posiekane orzechy, słonecznik, pestki dyni itp.) - See more at: http://niebonatalerzu.blogspot.com/2014/10/ciasteczka-owsiane-z-jabkami.html#sthash.nQW5nNJM.dpuf
- 2,5 szklanki płatków owsianych (ja na ogół używam górskich, co i wam serdecznie polecam; jedynie do dzisiejszych ciastek poszły błyskawiczne, bo górskie się skończyły...)
- 2 jajka
- 3 łyżki miodu
- topię 3 łyżki masła
- 4 łyżki mąki pszennej
To wszystko wędruje do michy, mieszam pierwszą lepszą łyżką, i jeśli uznam, że składniki nie sklejają się tak jak powinny, dodaję łyżkę/dwie mleka. Płaską blachę z niskimi bokami (używam takiej do pieczenia m.in. pizzy) wykładam papierem do wypieków. Piekarnik nastawiam na 160 stopni z termoobiegiem.


I czas na dodatki : ja wsypuję żurawinę, rodzynki, orzechy i gorzką czekoladę, ale to jest generalnie pole do popisu, mogą być cukier waniliowy, cynamon, sezam, sezonowe owoce - co kto lubi. 


Po dokładnym wymieszaniu nabieram na łyżkę trochę masy, i na wspomnianej blasze formuję placki. Ich wielkość zależy od was - ja wolę robić większe kółka. Myślę, że równie dobrze ciacha wyszłyby w formie podłużnych batoników.


W piekarniku przebywają ok. 12 minut. Trzeba je cały czas kontrolować, bo łatwo o przypalenie. Trzymam je do momentu aż się zezłocą. Potem wyjmuję blachę i odkładam gdzieś na bok, aby się nie poparzyć, po czym zdejmuję papier z ciastkami i kładę na blat. Nożem ściągam wypieki z arkusza (który można ponownie wykorzystać) i zostawiam do całkowitego wystudzenia. Z tym też uważajcie, bo ciastka bezpośrednio po wyjęciu są bardzo miękkie i kruche.


Po wystudzeniu możecie je przechowywać np. w plastikowym pojemniku. U mnie żadna porcja nigdy nie dotrwała takiej potrzeby ;) jednak aby je zabrać ze sobą, do takiego pojemnika je zamykam.
Przedstawione ciastka są bombą dla organizmu, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Polecam wam je do pogryzania przy nauce - niesamowicie dodają energii i pomagają w koncentracji. Żurawina jest bakteriobójcza, ma wiele witamin, a za jej dobroczynne działanie podziękują przede wszystkim nerki. Rodzynki zawierają fosfor i jod, orzechy kwasy nienasycone (które obniżają cholesterol), czekolada wzmacnia serce. 




Dajcie znać, czy spróbowaliście!

xoxo, Ann

- dwie i pół szklanki płatków owsianych
- dwie i pół szklanki płatków owsianych
- 2 jajka
- trzy łyżki stopionego masła lub oleju rzepakowego/słonecznikowego
- pół szklanki cukru lub trzy duże łyżki miodu czy ksylitolu
- cztery łyżki mąki pszennej lub orkiszowej czy jaglanej
- ewentualnie 3-4 łyżki mleka lub wody
- pół szklanki ulubionych bakalii (rodzynki, żurawina, posiekane orzechy, słonecznik, pestki dyni itp.) - See more at: http://niebonatalerzu.blogspot.com/2014/10/ciasteczka-owsiane-z-jabkami.html#sthash.nQW5nNJM.dpuf

15 marca 2015

Fotografie to kęsy czasu, które można wziąć do ręki

Hejka kochani,
dziś będzie post zdjęciowy. Znalazłam jakieś makro, robione pożyczoną sony alphą w wakacje (kwiatki na dole), natomiast pierwsze fotki są całkiem świeże. Pozowała mi do nich (co prawda, śpiąc) moja malutka siostrzenica, która jest najukochańsza na świecie ♡ Wiecie, że dzisiaj Dzień Liczby π? Śmiechowe to. Skończyłam pisać moją pracę badawczą na konkurs, bardzo się nad nią natrudziłam, ciekawe czy ktoś z jury to doceni, haha. Ogólnie to miałam dosyć ciężki tydzień, ciągle mam jakby ściśnięte gardło, nadal się do końca nie wyleczyłam, no i za późno chodzę spać, co trochę to utrudnia...Chyba dopadło mnie takie przesilenie wiosenne. Skupiam się na małych przyjemnościach i tym, że za 92 dni spełni się jedno z moich odwiecznych marzeń!

Podobają się zdjęcia?

xoxo, Ann






11 marca 2015

Haul książkowy!

Hejka kochani,
czas na obiecane podsumowanie wymiany książkowej, organizowanej przez Kameralną!


Ze swojego zbiorku pozbyłam się dziewięciu książek, zyskałam osiem perełek i nie mogę się doczekać, aby zacząć lekturę! Przeczytałam już co prawda "Zostań, jeśli kochasz" bo byłam chora i w szaleństwie dwóch dni absencji od szkoły trochę się nudziłam, ale reszta pozycji musi poczekać na trochę więcej wolnego czasu i nastroju, aby się wgryźć. Odbieranie przesyłek prawie codziennie było niesamowicie ekscytującym przeżyciem! Ogólnie cała wymiana to świetne przedsięwzięcie, udało mi się odświeżyć biblioteczkę i gdy przyuważę gdzieś jeszcze taką akcję, z pewnością wezmę udział, do czego i was zachęcam!
Xoxo,
Ann




8 marca 2015

Bóg, honor, ojczyzna?

Hej kochani,
czy zastanawialiście się kiedyś, czym jest patriotyzm w dzisiejszym czasach? 
Czy to pojęcie jeszcze w ogóle istnieje, kiedy mamy kompletną makdonaldyzację i globalizację? 
Ostatnio na lekcji historii dyskutowaliśmy na temat zasadności Powstania Warszawskiego. Zauważyłam, że większość mojej klasy uważa je za dobre. Owszem, poruszyliśmy temat przelanej krwi tysięcy ludzi i strat materialnych, ale jednak większa część (w tym ja) uznała cel przyświecający walczącym za wartość nadrzędną. CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM! Nie powiem, ucieszyło mnie to, ponieważ wydawało mi się, że mamy erę swagu i yolo, przejmujemy zachodnie halloween, walentynki, baby shower, często zapominając o tym co nasze i tylko nasze - sądziłam, że teraz mało kto z nastolatków ma jakieś zdanie na ten temat. Kto z nas byłby w stanie porzucić swoje wygodne i dostatnie życie, by pójść na front walczyć o niepodległość? Wylewać krew, pot i łzy, by móc porozmawiać po polsku? Postanowiłam zbadać środowisko osób 25+, pytałam kilka osób o Powstanie właśnie, i ze zgrozą odnotowałam, że nie są w stanie powiedzieć, kiedy ono było! Część tłumaczyła to "brakiem zainteresowania historią", ale halo, czy jako Polacy nie powinniśmy wiedzieć choć ciut o najważniejszym wydarzeniu we współczesnej historii naszego kraju? Tak samo 11 listopada przestał być symbolem dumy i walki o swoje, a świętem jest tylko dlatego, że nie trzeba iść do szkoły. W tych wszystkich zmianach zatraciliśmy gdzieś poczucie przynależności. W XXI wieku każdy dba o swój interes. Rzadko kto patrzy poza czubek własnego nosa. Choć w moim domu nie poruszało się ze szczególnym naciskiem tematów miłości do ojczyzny i tak dalej, wyrosłam na osobę, która czuje silną przynależność do swojej narodowości (i od dłuższego czasu namawia rodziców na kupno bluzy z Kotwicą). Mimo, że mieszkam na Śląsku, gdzie kult regionalny jest dość mocno rozwinięty, ja bardziej czuję się Polką (czym wywołałam małe poruszenie w lokalnym środowisku...). Mówię swobodnie gwarą, z tego też się cieszę, ale nie znam dobrze historii tego miejsca- wiem tylko tyle, że przez bardzo długi czas w ogóle Polską nie było. Żałuję bardzo, że nie mogę powiedzieć z dumą "Mój pradziadek walczył w AK" bo owszem, walczył, ale w Wehrmachcie...Mówię otwarcie, że gdyby była konieczność obrony niepodległości - walczyłabym. Wiem, że łatwo się mówi z perspektywy obecnego trybu życia, ale wolałabym zginąć za swój kraj, niż musieć mówić po niemiecku i zostać skazanym za wywieszenie polskiej flagi. Niejednokrotnie ktoś pokręcił na mnie głową i powiedział "Dziecko, co ty wiesz o wojnie...". Praktycznie - niewiele, zgoda, ale wiem, że byli tacy ludzie, którzy woleli umrzeć niż pozwolić zdeptać biel i czerwień, waleczność i hart ducha zawartą w tych barwach. I dzięki nim ja teraz piszę ten post po polsku. Bohaterowie nie umierają, żyją wiecznie w sercach podążających ich śladem. 1 marca modliłam się za Żołnierzy Wyklętych, za 5 miesięcy mam zamiar zrobić to samo w intencji osób, które poświęciły swoje życie, żebym ja w trakcie lekcji mogła patrzeć na orła w koronie, zawieszonego na szkolnej ścianie. 
Czy jesteśmy Polakami z krwi i kości, pełnymi dumy ze swojej niepodległej ojczyzny, czy tylko rezydentami, którzy przypadkiem mieszkają na polskiej ziemi? Ziemi wyrywanej z rąk okupantów, okupionej hektolitrami krwi naszych przodków. Proszę Was, pomyślcie o tym, zanim następny raz mrukniecie z zażenowaniem "Boże, ale zacofana cebulandia..."
 

"Jestem Polakiem – to słowo w głębszym rozumieniu wiele znaczy. 
 Jestem nim nie dlatego tylko, że mówię po polsku, (…) ale także dlatego, 
że znam zbiorowe życie narodu, którego jestem cząstką, 
że obok swoich spraw i interesów osobistych znam sprawy narodowe.” 

"Patriotyzm należy do wyborów ludzkich. Nie w dniu próby, nie w sytuacji skrajnego zagrożenia, nie pod wszechogarniającą walką o życie, ale właśnie w przestrzeni maksymalnej wolności wybór ludzki przechodzi swoją najcięższą próbę."

„Prawdziwego patriotyzmu trzeba się dopiero uczyć tam, gdzie ludzie z narażeniem bytu i nieraz życia, pracują na swoją niekorzyść materialną, a na dobro przyszłych pokoleń.”

2 marca 2015

NIE niszcz tego dziennika.

Hejka kochani,
dziś poruszę gorący temat ostatnich miesięcy, czyli napiszę o pozycji pod tytułem "Zniszcz ten dziennik" (org. Wreck this journal). Nie wiem w sumie jak to sklasyfikować, bo dla mnie to książką nie jest. Publikacja ma pobudzać naszą pomysłowość, została określona jako "kreatywna destrukcja". Gdyby ktoś szczęśliwy przypadkiem o tym nie słyszał - w środku znajdują się polecenia do wykonania, takie jak "wyślij dziennik do siebie pocztą", "weź go ze sobą pod prysznic","obwiąż go sznurkiem i bujaj nim dziko" (niech nie omija ścian), "napluj, nakap, chluśnij na tę stronę", "wykonaj ohydny rysunek- użyj brudu, pleśni, wydzieliny, odchodów, martwych organizmów. Wycinek ze strony wydawcy: "Ideą dziennika jest jego kreatywne „zniszczenie”, „pobrudzenie”, „postarzenie” poprzez dowolną, bardzo osobistą, czasem abstrakcyjną, ale zawsze twórczą interpretację zadań zaproponowanych na jego stronach. Polecenia te mogą wydawać się niekonwencjonalne (no co wy nie powiecie...) : dziurawienie stron, zalewanie kawą, zgniatanie kartek – nie należy jednak rozumieć ich zbyt dosłownie, ale jedynie jako podpowiedzi mające na celu wykorzystanie własnej wyobraźni i utrwalenia swoich stanów ducha..." bla bla bla w tym tonie. Ja jednak nie widzę sensu w pluciu i smarkaniu na kartki w celu wydobycia z siebie krztyny kreatywności. Moim zdaniem zakup to strata czasu, materiałów i przede wszystkim pieniędzy- płacimy ~40 zł za coś, co w efekcie końcowym wywalimy na śmietnik. Owszem, znalazłam w necie fotki fajnie prowadzonych dzienników, ktoś się przyłożył, ma talent, więc na każdej stronie wyrysował arcydzieła; ale większość tych gniotów kończy po prostu jako mokra kulka, wyglądająca jakby wyrzygał ją krokodyl. A w szkole mówili żeby oszczędzać papier, bo lasy w Amazonii. Mnie nauczono szacunku do książek i dbałości o nie. Kłóci mi się obraz czegoś, co ma dawać wiedzę i nieść prawdy moralne, ze spleśniałym jedzeniem i pozgniatanymi kartkami. Ogólnie nie jestem przyzwyczajona do celowego niszczenia rzeczy. Nie mam i nie kupiłabym dziennika, nawet dla kogoś na prezent - w tej cenie wolałabym jakąś wartościową obyczajówkę, czy chociażby lekturę z opracowaniem, bo byłoby z niej więcej pożytku i miałabym świadomość, że pomogłam komuś uczyć się do matury :) Masz nadmiar energii, musisz się wyżyć? Kup sobie worek treningowy i boksuj. Masz duszę artysty? Rysuj na czystych, niepomiętych kartkach i trzymaj na pamiątkę dla potomnych albo do portfolio do szkoły plastycznej. 
Patrząc po tym, że autorka "dzieła" wydała już nową pozycję, cały zamysł twórczy uznaję jako jeden wielki projekt wyciągnięcia hajsu od ludzi, bazując na zjawisku mody i mediów społecznościowych.



 A co wy sądzicie o Wreck this journal? Może macie swoje?
xoxo, Ann