2 marca 2015

NIE niszcz tego dziennika.

Hejka kochani,
dziś poruszę gorący temat ostatnich miesięcy, czyli napiszę o pozycji pod tytułem "Zniszcz ten dziennik" (org. Wreck this journal). Nie wiem w sumie jak to sklasyfikować, bo dla mnie to książką nie jest. Publikacja ma pobudzać naszą pomysłowość, została określona jako "kreatywna destrukcja". Gdyby ktoś szczęśliwy przypadkiem o tym nie słyszał - w środku znajdują się polecenia do wykonania, takie jak "wyślij dziennik do siebie pocztą", "weź go ze sobą pod prysznic","obwiąż go sznurkiem i bujaj nim dziko" (niech nie omija ścian), "napluj, nakap, chluśnij na tę stronę", "wykonaj ohydny rysunek- użyj brudu, pleśni, wydzieliny, odchodów, martwych organizmów. Wycinek ze strony wydawcy: "Ideą dziennika jest jego kreatywne „zniszczenie”, „pobrudzenie”, „postarzenie” poprzez dowolną, bardzo osobistą, czasem abstrakcyjną, ale zawsze twórczą interpretację zadań zaproponowanych na jego stronach. Polecenia te mogą wydawać się niekonwencjonalne (no co wy nie powiecie...) : dziurawienie stron, zalewanie kawą, zgniatanie kartek – nie należy jednak rozumieć ich zbyt dosłownie, ale jedynie jako podpowiedzi mające na celu wykorzystanie własnej wyobraźni i utrwalenia swoich stanów ducha..." bla bla bla w tym tonie. Ja jednak nie widzę sensu w pluciu i smarkaniu na kartki w celu wydobycia z siebie krztyny kreatywności. Moim zdaniem zakup to strata czasu, materiałów i przede wszystkim pieniędzy- płacimy ~40 zł za coś, co w efekcie końcowym wywalimy na śmietnik. Owszem, znalazłam w necie fotki fajnie prowadzonych dzienników, ktoś się przyłożył, ma talent, więc na każdej stronie wyrysował arcydzieła; ale większość tych gniotów kończy po prostu jako mokra kulka, wyglądająca jakby wyrzygał ją krokodyl. A w szkole mówili żeby oszczędzać papier, bo lasy w Amazonii. Mnie nauczono szacunku do książek i dbałości o nie. Kłóci mi się obraz czegoś, co ma dawać wiedzę i nieść prawdy moralne, ze spleśniałym jedzeniem i pozgniatanymi kartkami. Ogólnie nie jestem przyzwyczajona do celowego niszczenia rzeczy. Nie mam i nie kupiłabym dziennika, nawet dla kogoś na prezent - w tej cenie wolałabym jakąś wartościową obyczajówkę, czy chociażby lekturę z opracowaniem, bo byłoby z niej więcej pożytku i miałabym świadomość, że pomogłam komuś uczyć się do matury :) Masz nadmiar energii, musisz się wyżyć? Kup sobie worek treningowy i boksuj. Masz duszę artysty? Rysuj na czystych, niepomiętych kartkach i trzymaj na pamiątkę dla potomnych albo do portfolio do szkoły plastycznej. 
Patrząc po tym, że autorka "dzieła" wydała już nową pozycję, cały zamysł twórczy uznaję jako jeden wielki projekt wyciągnięcia hajsu od ludzi, bazując na zjawisku mody i mediów społecznościowych.



 A co wy sądzicie o Wreck this journal? Może macie swoje?
xoxo, Ann

4 komentarze:

  1. W końcu ktoś, kto myśli, jak ja! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Niemal uległam i kupiłam. Powstrzymałam się jednak. Szkoda pieniędzy, mogłabym w taki sposób zniszczyć dowolny zeszyt ;)

    OdpowiedzUsuń